środa, 16 marca 2016

Walka z zyciem, samym soba...

Kiedy zmarla Ala swiat rozsypal sie na milion kawalkow. Stracilismy to co trzyma przy zyciu mianowicie nadzieje.W ciagu jednej chwili postarzelismy sie o dziesiatki lat i utracilismy to co jest tak charakterystyczne dla mlodosci-poczucie, ze mamy kontrole nad wlasnym zyciem, ze cos zalezy od nas. Utracilismy olbrzymia czastke siebie,ktorej patrzac na to z perspektywy dwoch lat, nie odzyskamy nigdy. Trudno bylo poradzic sobie z zaloba. Moze nie do konca dalismy rade? Ze smiercia dziecka nie da sie pogodzic, ten bol ciagle w nas jest. Teraz jest jeszcze gorzej. Kiedy w koncu zaszlam w te upragniona druga ciaze, wierzylismy ze tym razem nas los sie odmieni, ze choc juz nigdy nie bedziemy tymi patrzacymi w przyszlosc mlodymi ludzmi, to w koncu zaczniemy zyc. Niestety teraz znow musimy walczyc o zycie drugiej coreczki,a ta walka jest chyba jeszcze ciezsza. Tak trudno miec nadzieje,kiedy juz raz sie ja utracilo, kiedy mamy poczucie ze krecimy sie w kolko i tego ze zakonczenie juz zostalo napisane. Chcialoby sie polozyc, schowac przed calym swiatem, plakac,wyc i juz nigdy nie wstac,bo tak ciezko jest zyc. Jednak nie mozemy sie poddac. Nasza sliczna Ninka usmiecha sie do nas i codziennie przypomina nam, ze mamy o co walczyc. Tak wiec codziennie wysylamy mase maili do przeroznych klinik, lekarzy z calego swiata w poszukiwaniu nadziei,nadziei na nowe serce,bo w to ze choroba sie zatrzyma lub cofnie juz nie wierzymy... Lek jest teraz jeszcze silniejszy.Na dniach bedziemy kwalifikowani do przeszczepu serca w Zabrzu. Ninka bierze leki, nie ma klinicznych objawow, ale wyniki badań sa zle... Na domiar zlego przyplatala sie nam pierwsza infekcja, z ktora walczymy od tygodnia. Na szczescie juz mija, ale mam nadzieje, ze do piatku minie zupełnie, bo mamy byc przyjeci do Zabrza. Zglosilismy ja do fundacji,zeby moc zbierac 1% podatku,a jesli by nam sie udalo zakwalifikowac ja na liste do przeszczepu za granica to takze darowizny, bo kwoty w tym przypadku sa zdecydowanie poza naszym zasiegiem. Nie wiem co jeszcze mozemy zrobic...
 Dobrze, ze choc Ninka nie jest swiadoma swej choroby. Nasza rola jest wziac caly ciezar na siebie, bol i strach przezywac wewnetrznie, a do niej sie usmiechac i otaczac cala swoja miloscia, tak by na ile to mozliwe byla szczesliwa i czula sie bezpiecznie...