czwartek, 7 lipca 2016

Los okrutnie z nas zadrwil

24.05.2016 nagle stracilismy nasze drugie, jedyne zyjace dziecko...Nic tego nie zapowiadalo. Rano jak zwykle Nina sie bawila, smiala, zjadla sniadanie. Probowalismy podac jej leki i zaczela plakac...Nigdy nie pozwalalismy jej sie wyplakac, poniewaz w pamieci mielismy przed oczami Ale, ktora w placzu siniala, wiotczala a my drzelismy ze strachu.Od razu probowalismy ja utulic, ale bezskutecznie.Znow mielismy w ramionach nasze ukochane dziecko, sine, zlane zimnym potem, wiotkie.... Wezwalismy pogotowie. Potem byl szpital, znow Ci sami lekarze, ktorzy reanimowali Alicje, paralizujacy lek, widok naszej ukochanej Ninki reanimowanej po raz pierwszy, nadzieja kiedy do nas wrocila i po godzinie kolejna reanimacja, ktorej juz nie przezyla...W najgorszych snach nie snilo mi sie, ze strace drugie, jedyne zyjace dziecko.Nina nigdy wg lekarzy nie miala objawow klinicznych niewydolnosci serca. Badania labolatoryjne paradoksalnie na 4dni przed jej smiercia sie poprawily. Mielismy juz nagrany wyjazd do Indii, w ktorych mielismy oczekiwac 2-3 miesiace na przeszczep serca. Dzien wczesniej wyslalismy wszystkie dokumenty do fundacji, zeby otworzyc zbiorke, a los nam ja zabral... Walczylismy, ale ta walka byla nierowna....Dlaczego ludziom, ktorzy maja jedyne chore dziecko udaje sie doczekac przeszczepu a my mimo, ze stracilismy juz jedna coreczke, nawet teraz nie mielismy tej szansy....Tak bardzo sie staralismy....Wyslalismy setki maili, skontaktowalismy sie z najlepszymi klinikami na calym swiecie i kiedy w koncu pojawila sie szansa, Ninusia odeszla...Moj maz sie zalamal. Prawie i jego stracilam. Gdyby nie pomoc tesciow i sasiadow, nie wiem jak by sie to wszystko skonczylo... Nina byla nasza nadzieja, sensem zycia, naszym skarbem, o ktory dbalismy najbardziej jak tylko umielismy.Teraz nie mamy juz nic.Poza bolem, rozpacza i zloscia nic juz nie czuje. Moje serce umarlo.Na dodatek teraz nie mamy perspektyw na to ze kiedys bedzie lepiej.Po smierci Ali wierzylismy, ze kolejne dziecko odmieni nasze zycie i ze juz nigdy nas to nie spotka. Teraz wiemy, ze to genetyka zawinila wiec decyzja o kolejnej ciazy jest bardzo trudna.Jednoczesnie bez dziecka nigdy sie nie podniesiemy.Z osrodkow adopcyjnych dostalismy odmowy, przynajmniej na rok lub dwa jesli chodzi o sama kwalifikacje do kursu plus kurs czyli przez min 5 lat nie mamy szans na dziecko adopcyjne. Pozostaje nam in vitro z metoda pdg, ktore jest bardzo kosztowne i nie daje zadnej gwarancji na to, ze sie uda....Nasze zycie rozsypalo sie ponownie na milion kawalkow i nie wiem jak je pozbieramy. Juz jestesmy tak bardzo zmeczeni, zrozpaczeni..... Nie umiemy zyc w spoleczenstwie.Zycie stracilo sens i brak swiatelka w tunelu....Musimy sprzadac mieszkanie, cos zmienic, bo inaczej ta rozpacz nas zabije.Nie mam juz sily chodzic tymi samymi alejkami, ktorymi spacerowalam z moimi dziecmi, nie mam juz sily spotykac ludzi, ktorzy patrza na nas ze zbolala twarza, nie mam juz sily spotykac kolezanek z dziecmi w wieku naszych dzieci i patrzec jak one rosna.
Na dodatek dostalam "w twarz" od mojej najblizszej  rodziny, czyli siostry, mamy i taty.Jeszcze nie minely nawet 3tyg od smierci Ninki, a moja siostra organizowala wielka impreze w lokalu i laczone chrzciny swojej 2-miesiecznej corki  i corki bratra jej meza. Nie dosc, ze nie odwolali tej imprezy, bo przeciez zaliczki poplacone, goscie zaproszeni (sa bardzo zamozni) , bo przeciez ona ma prawo zyc wlasnym zyciem i ma obowiazek jako matka ochrzcic swoje dziecko (jakby nie mogla tego zrobic pozniej), to jeszcze chciala mi dac zaproszenie na ta impreze, nie liczac sie z moimi uczuciami, okazujac totalny brak szacunkiu naszej zmarlej corce i nam. Na dodatek moi rodzice tez brali w tym wszystkim udzial. Tata jako jedyny kiedy powiedzialam im co tym wszystkim mysle, przeprosil mnie i powiedzial ze rzeczywiscie powinien sie zachowac inaczej. Za to moja mama ciagle mi tylko powtarzala ze ona ma druga corke i trzecia wnuczke i ze Iza ma prawo, a nawet obowiazek robic te chrzciny wlasnie teraz bo tak sobie zaplanowali  i tez jest matka.....Najwyrazniej za nic maja zalobe po wnuczce, smierc Niny splynela po nich i nawet jesli sami tego nie czuli, nie potrafili okazac szacunku naszej zalobie.... Nie mam ochoty ich teraz nawet ogladac, moze z wyjatkiem taty, ktory choc zrobil zle, to umial sie do tego przyznac i przeprosic.....
Tak bardzo tesknie za moimi dziecmi.To tak bardzo boli....Dlaczego nas to spotkalo????!!!Dlaczego?!!!